Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.

— I to dobrze, kiedy człowiek choć swojej biedzie zaradzi!... Gdzie zaś o wszystkich myśleć!... — wtrącił cicho Maciek.
— Sam człowiek zosobna biedy nie zniszczy, zła, grzechu, nieszczęścia ani swego, ani cudzego nie wypleni!... Wszyscy odrazu dźwignąć się muszą!... — dowodził gorąco Tomek.
— Łatwo powiedzieć! Ale jak, ale jak zrobić?... — powtarzał Maciek, wciąż kiwając zwieszoną głową.
— Tego właśnie w księgach szukam, bo nie wiem!... — przyznał się skromnie Tomek.
— Tyle to i ja bez czytania wiem!... — rozśmiał się Kuba.
— A zawsze coś niecoś on tam wyczytał!... Patrz, jaką chałupę dźwiga i drzewek w ogródku ponasadzał!... — bronił Tomka Maciej.
— Zpieniędzmi to każdy mądry!.. — wstawił zgryźliwie Kuba.
Zaczerwienił się Tomek, ale milczał. Bolały go te ciągłe przytyki do jego niewiadomych skarbów, przyniesionych ze świata. Mówić jednak o wietrze północnym i jego darach nie mógł, gdyż rozumiał, że nikt mu nie uwierzy, a gadać jeno zaczną znów o jego warjactwie.
Zacinał zęby, pracował uparcie i czekał cier-