Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

...„Przyjdzie zima — czytał znowu w innem miejscu — deszcze i śniegi zasnują dolinę, zakryją moje okienko, oczy moje ociemnieją od wiecznego mroku... Nigdzie świateł, ni ciepłego błysku... Pozostanie jedynie wspomnienie...“
Zerwał się Tomek.
— Wszakże to już zima!...
Żal, litość, tęsknota schwyciły go nagle za serce i powaliły na ławę. Przeleżał bezsenny do rana, wsłuchując się w cichy oddech śpiącej matki. A przed świtem wstał, zdjął ostrożnie z kołka swój worek podróżny, włożył doń bochenek chleba i kawał słoniny, wziął z kąta wierną ciupagę, pasem zbójnickim opasał biodra, na głowę wdział kapelusik z piórkiem sokolem, cuhę zarzucił na ramiona i lekko, jak cień, wysunął się za drzwi.
Po tygodniu nieobecności wrócił do domu bardzo zbiedzony i wychudły. Matka spojrzała mu w twarz, nie spytała o nic, ale widział, jak popłakiwała po kątach. Nie wiedział, jak pocieszyć starą, bo gdy żartem nawet wspomniał o swoich przygodach i podróżach, oczy matczyne robiły się okrągłe od przerażenia i patrzała na niego jak na warjata. Cóż dopiero, gdyby powiedział jej o swojem utrapieniu, o wyrzu-