— Ty im, Mojsie, nie życz źle, bo jeszcze wrócą! — wstrzymywał go skrzypek.
— A pan skąd jest, panie chłopiec?
— Jestem z Glinianej.
— Z Glinianej, to daleko, to jeszcze za naszem miasteckiem...
— A kto pan będzie?! Co?
— Chodźcie przedtem do boru, rozpalimy ogień, bo jak się smolaki dopalą, to wilki mogą wrócić!
— Juści, że mogą wrócić! Kto im zabroni, tym szelmom?! Jak one nas nastraszyły... Ja już myślał, że ja umarł... Żeby ich zdusiło!
— My szli do drugiego miasteczka! — przerwał mu ostrożny skrzypek, oglądając się za siebie. — Tam bogaty kupiec, może wy słyszeli, Berek, co zbożem handluje, wydaje córkę zamąż... To bardzo bogaty kupiec... My chciały zarobić... Bez ten wczorajszy wiatr, to my się spóźniły... W basetlę dmie jak w żagiel...
— A wy, panie chłopiec, dokąd idziecie? — spytał basetlista, grzejąc ręce u rozpalonego przez Tomka ogniska.
— Idę, do północnego wiatru!...
— Ny, wolne żarty!... Do którego wiatru?... Do tego co wieje?!
Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.