Grzela, weźmie mnie za żonę, albo sprzedadzą mnie w dalekie kraje. Żegnaj, ukochany!“
Świat zakołował pod nogami Tomka.
— Pójdę, ofiaruję im całe moje bogactwo i wszystkie dary wiatru północnego, niech mi tylko oddadzą królewnę! — wyjęknął i już się zawrócił, ale rychło zrozumiał, że nic z tego nie będzie, że rozbójnicy, odebrawszy wszystko, zabiją go i wcale nie uwolnią królewny.
— Grzela nie przebaczy!... Więc przystał do zbójników?! I ten okrutnik w masce to się okazuje on?! Ach nicpoń!... Jak się dowie o mojej z królewną przyjaźni, będzie się mścił!... Jak to dobrze, że nigdy mu o niej nie mówiłem, że nie mówiłem nikomu!... Ale teraz ostatni nadchodzi czas, teraz powiem!... Trzeba się śpieszyć!...
Ruszył z miejsca i szedł tak prędko i bez wytchnienia, że w jeden dzień zrobił drogę dwudniową. Nie wstępując do domu, udał się zaraz do głównego swego wykpisza i nieprzyjaciela, do Franka Młynarczyka, który był wśród parobczaków wioskowych niby naczelnikiem.
Ubielony mąką Franek stał właśnie w progu młyna. Gdy ujrzał podchodzącego Tomka
Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/180
Ta strona została uwierzytelniona.