cej będą żądać!... Wszyscy koniec końców zaczną na nich pracować jak niewolnicy, w nędzy, smętku, utrapieniu... Dziewczęta nasze, co ładniejsze, porywać będą i sprzedawać w niewolę w dalekie kraje, a nas samych zaprzęgną do jarzma, pochylą łby nasze do ziemi, żebyśmy o niczem nie myśleli, ino o pracy, o jadle i o śmierci...
— Gdzieby zaś takie okropności miały nastać?! Kto do tego dopuści?! — obruszył się Franek
— Powoli się to stanie, niepostrzeżenie... Dziś tego, jutro tamtego za łeb wezmą...
— I powiadasz, żeby mogli Maryśkę porwać?... — przerwał Franek.
— I Maryśkę i Rózię i Kasię... Każdą mogą porwać... A czy ty wiesz, kto to w masce im hersztuje? To Grzela szynkarz!... On tu każdy zakątek, każdy zadworek zna, od niego się nie wykręcisz!
— Co ty mówisz? Grzela?! A to ci łotr, to zdrajca!... A skąd wiesz?
Tomek wyjął z trzosika zapiskę królewny, wygładził zmarszczki ręką i położył na kolanie Franka.
Młynarczyk długo sylabizował.
Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/183
Ta strona została uwierzytelniona.