Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jużciż, że tam stoi Grzela!... — szepnął w zamyśleniu. — I to prawda, że on nieraz na nią zerkał, kiedyśmy tańcowali w karczmie na odpuście w Jaworowie... A kto ci to pisał?...
— Jedna dziewczyna... królewna!... — poprawił się, rumieniąc, Tomek. — Ona nie chciała im, zbójnikom, kucharzować, pomagać w ich krwawej robocie, więc oni ją uwięzili w ciemniuśkim lochu i wielkim przywalili głazem... Tam więdnie oddawna...
Przerywanym głosem opisywał Tomek cierpienia królewny i jej śliczną postać. W dobrych, niebieskich oczach Franka błysnęły łzy.
— Widzę ja, że my z tobą, Tomek, niepotrzebnie się gniewamy... Bo miarkuję, że ty wcale o Maryśce nie myślisz, choć kuma mówiła jej, że twoja matka ma ją za ciebie swatać!... Odtąd dziewczyna patrzeć na mnie nie chce!...
Tomek zmieszał się, gdyż o tych projektach już wiedział.
— Ani mi w głowie!... — rzekł z niechęcią. — Tem bardziej, skoro wiem, że ty chcesz się z nią żenić!
— Dobry jesteś, Tomku!... Ale jak pomóc królewnie, doprawdy nie wiem?...