Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pójdziesz i zaczaisz się w dole przed ich pieczarą. A kiedy dwa strzały się w górę rozlegną, pal do nich z gęstwiny z pistoletów i hukaj, ile sił starczy, zbyrcz ciupagami po drzewach i kamieniach... Ale niech chłopcy blisko nie podchodzą, bo będą na nich zbójniki z góry kamieniska walić i mogą wielu potrącić, a nawet zabić... Na grań, na dróżkę też niech się nierwą, bo ich stamtąd po jednemu pozrzucają... Choćby był w pieczarze nie wiem jaki gwałt, niech stoją na dole w ukryciu, i dopiero jak zbójniki zaczną sami po gzemsie uciekać, łapcie ich po kolei i wiążcie w łyka... Pamiętajcie, nie wydajcie się przed czasem, siedźcie cicho jak koty!...
— Owa!... My pójdziemy tak cicho jak myszy!... — szepnął śmieszek Szymek.
Wszyscy się też rozśmieli, pożegnali grzecznie i rozeszli w swoje strony.
Bardzo ostrożnie prowadził Tomek swój oddział wąwozem. W końcu jego, gdzie las rzedniał, wypatrzył wywróconą wichrem smereczynę, wymierzył długość krokami, kazał chłopakom ją z kory i sęków oczyścić i ponieść ze sobą. Dziwili się chłopcy i nawet trochę wyrzekali, że im każe ciężką belkę na taką górę wcią-