Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/195

Ta strona została uwierzytelniona.

chać... Kiedy ten wróci, to tamten pójdzie... I tak wkółko, żebyśmy wiedzieli, co się dzieje!... Rozumiecie?
— Rozumiemy!...
W głębi pieczary, gdzie czaił się oddział, cisza panowała głęboka. Słychać było jedynie krople wody, kapiące gdzieś tam z sopli kamiennych, oraz głuchy, jednostajny ryk dalekiego wodospadu... Zzewnątrz nie przenikał żaden dźwięk. Zresztą czaty doniosły im rychło, że strzały również ustały.
— Zuch, Franek oszczędza naboi!... Zbójnicy nie tacy głupi, nie zejdą!... Prędzej tędy wyjść będą chcieli i na tamtych z tyłu napaść!...
Ale i tędy długo nie szli zbójnicy. Schował Tomek latarkę za wyłom i, przysiadłszy na ziemi, rozmyślał, co się dzieje z królewną i jak ją odszukać?
— Gdzie oni ją mogli schować?... Skąd wychodzi to górne okienko, w którem błysnęła ostatnim razem jej ręka?... Nigdzie tu nie widać żadnych pięter! Ale ja ją znajdę, choćbym miał każdą w górze szczelinę obejrzeć, znajdę ją!...
Czas dłużył się bardzo, grobowa cisza wciąż