wam bacuje Grzela?... Czy przyjdzie tutaj was więcej? Czy tam na nas poczekacie?!... Naczekaliśmy się was dosyć, przyszliśmy teraz sami do was! Gdzie „Królewna“? Gadajcie!...
Zbóje milczały, tylko oczyskami łypały na młodych chłopaków.
— Kuchto!... — rzekł wreszcie jeden z nich wyniośle. — Nic się od nas nie dowiesz, my nie tacy!...
— To was strącim do wodospadu, a góra przed nami nie ucieknie, przetrząśniemy ją, że szpilkę znajdziemy...
— Znowu strzelają!... — raportował wartownik od okna.
— Znowu idą!... — szeptał drugi z głębi pieczary.
Tomek zostawił przy jeńcach jednego z nabitą bronią, a resztę poprowadził natychmiast do otworu. Przyczaili się jak przedtem u ścian. Znowu w błysku latarni pojawiła się rosła postać górala i po krótkiem szamotaniu padła, opasana dziesiątkiem ramion, ale widocznie pełznący za nim towarzysz coś usłyszał, gdyż zatrzymał się, a następnie czatownicy odróżnili wyraźnie cofający się pośpiesznie szelest.
Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/197
Ta strona została uwierzytelniona.