Dwóch parobczaków poprowadziło go w ciemności; nie opierał się.
— Drugi z kolei!...
— Sam wstanę, nie szarpcie!...
Był to stary, siwy już zbójnik. Wyprostował się, popatrzał na skupioną wkoło niego młodzież i potrząsł głową...
— Nie topcie, panowie, tamtego, nie topcie!.. Powiem... Dlaczego nie powiedzieć?... I tak przegrana nasza!... Poco tylu ludzi dla jednej dziewki gubić?...
— Małoście to ich nagubili?!...
— My straceni ludzie, ale wy... Nie potrza wam takiego początku robić, nie należy!... Poprowadzę was, sam poprowadzę, po dobrej woli!..
Tomek gwizdnął na tych, co odeszli, kazał zbójników dobrze pilnować, a sam z kilkoma, którzy wzięli między siebie starego, poszedł we wskazanym kierunku, świecąc pochodniami. Na jednym z ganków wapiennych już pod sklepieniem groty, na przyczółku, w ciemnym dalekim kącie, dokąd ledwie po miesiącu szukania możeby się udało komu wypadkiem dostać, odnaleźli wielki głaz. W szparze poza nim świeciły ludzkie oczy. Gdy go odwalili, ujrzeli na
Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/199
Ta strona została uwierzytelniona.