rzeć i swego nie popuścić! — pocieszał ją syn, Tomek.
— Niema już co, synku, popuszczać, niema!... Rychło pomrzemy!...
Tomek popatrzał na chorą żałośnie.
— Jak mamy umrzeć, matulu, to poco tę krzynkę mąki w komorze chowacie?
— Dla ciebie, synku, dla ciebie!... Może jakoś do zwiesny zdołasz przedychać... A potem dostaniesz robotę, poprawisz się...
— Nie, matulu, nie zgodzę się na to! Kiedy umierać, to razem!... Przyniosę ja tę mąkę, zagniotę klusek, ugotuję... Najemy się do syta, matulu, a jutro, co Bóg da!... Choć się poweselimy przed śmiercią!... A może się jeszcze wszystko na dobre obróci!... Wróżyła mi przecie cyganka, że będę królem!
— Gdziezaś królem!... Choćby dobrym gospodarzem!...
— Tyle mi do gospodarza, co i do króla!... Dlaczego niemam sobie podchlebić!? Teraz to każdy los swój w swojej garści nosi!... Tylko nie należy żałować mozołu...
— Nie żałowaliśmy, nie żałowali, a co z tego?... — jęczała chora.
— Więc pójdę, matulu po tę mąkę, co?!
Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/6
Ta strona została uwierzytelniona.