chach wiatr północny. Ucieszył się. Ale oglądanie okolicy odłożył do jutrzejszego dnia, gdyż ciemno zrobiło się i mgły zimne spływały już z wirchów na dolinę. Bał się w dodatku wystawać długo na widocznych cyplach, żeby go nie dojrzeli zbójnicy, którzy mogli obejść górę dookoła i ścigać go. Zatracił się coprędzej wśród morza głazów, znalazł dwa kamieniska, wspierające się o siebie jak buda, tak że tworzyły małą „kolebę“[1], wpełzł tam, zjadł suchara i kawał suszonego mięsa, cuhą się owinął, wierną ciupagę przy boku położył, głowę wsparł na worku i usnął. Ze strachu przed zbójeckim pościgiem nie rozpalał ognia nawet, choć było zimno.
Obudziło go rano jakieś wycie okropne, gwizdanie, chichoty. Myślał, że to zbójnicy znaleźli go i tak się cieszą, ale skoro wysunął ze szpary głowę, przekonał się, że to wichura tak po dolinie hasa i na zrębach głazów wygrywa. Wyszedł więc ze swego ukrycia, worek wyciągnął, i, siadłszy w miejscu od wiatru zacisznem pod ścianą wielkiego złomu, zaczął swoje skarby przeglądać.
- ↑ Mała jaskinia, gdzie można schronić się od wiatru i niepogody.