Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.

pawiły[1] się błękitne jeziorka przejrzystej wody. Jednocześnie z podartych mgieł wychyliły się czarne, potwornie potrzaskane turnice a między niemi lśniąca łapa lodowa. Wystawiła daleko nad doliną swe paluchy śniegowe, zwieszała je ciężko z wysokiego zrębu, z pod sinej chmury, kryjącej pół nieba. Niby pazury lały się z jej sopli szkliste siklawy[2].
Tomek spuścił się na dolinę i, trafiwszy na kilka krzaczków kosodrzewiny, zanocował przy nich. Nie bał się już pościgu, więc ogień rozniecił i ugotował sobie smacznej zupy z suszonego mięsa z sucharami.

Ranek wstał jasny, modry i różowy, a taki zimny, że powietrze uciskało na skórę, oddech, piersi i oczy, twardo jak szkło. Tomek zbudził się cały drżący, usypany szronem niby cukrem. Nazbierał coprędzej korzonków i patyczków, trawinek, mchu, ogienieczek rozpalił, zupę ugotował i pokrzepiony, rozgrzany ruszył na śniegi, na lody, podwiązawszy raczki pod podeszwy. Aby sobie ulżyć, część rzeczy zostawił

  1. Jeziora górskie dostają od chmur, od słońca, od wiatru kolistych deseni, podobnych do blasku i koloru pawich piór — „pawią się“, jak mówią górale.
  2. Wodospady.