Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

nań z góry, zaspy śnieżne szemrały mu pod nogami, przyczajony w zacieniach mróz śledził go wyiskrzonemi oczyma, ale nie śmiały go zaczepić, gdyż władca ich był łaskaw na niego.
— Gdy będę ci potrzebny, gdy będę ci potrzebny... Przyjdź do tego wąwozu, uderz trzykroć ciupagą w krawędź lodową i gwizdnij trzykroć przeciągle... — szeptał z tyłu za nim łagodnie wiatr północny. Szept ten popychał go zlekka, przyjaźnie i pomagał mu biec po równej, ubitej pochyłości śniegów.
Przed zachodem słońca Tomek już był na dolinie u swego ostatniego noclegu. Rozpalił mały ogieniek, wyjął wiatraczek i zaraz spróbował jego sprawności.

Miel, wiatraczku, miel!
Jak namielesz mąki, kaszy,
Między ludzi dziel!...

Zaruszały się śmigi, zawarczały maluchne żarna, zatrajkotały pytle, bieluchna mąka posypała się z otworów... Ale wiatraczek namełł tylko tyle, ile było potrzeba Tomkowi na placek.
Nazajutrz o świcie Tomek ruszył dalej.
Cały czas podróży wiatr północny wiał nadzwyczaj łagodnie i Tomek rozumiał, że to się