— Wiatraczek?... — powtórzył podejrzliwie Grzela. — Pocóż to wy tyli świat takie ladacne cacko niesiecie? Przecież go wam byle świniarz zrobi!!
— Bo to widzicie... od północnego wiatru!...
— Aha!... — mruknął Grzela, z ukosa spoglądając na worek.
Szynkarka nakryła stół ręcznikiem, położyła chleb biały, nóż, sól postawiła w solniczce, a wreszcie podała rynkę gorącej jajecznicy. Zapach przyskwarzonej słoniny buchnął po izbie. Tomka aż zemdliło od tych smakowitości. Dawno ludzkiej potrawy nie jadł, nie wąchał. Grzela przypatrywał mu się z pod oka, jak zawijał łapczywie, podsuwał mu to to, to owo i dogadywał:
— Jedzcie, jedzcie z Bogiem! Tyli świat schodziliście, bez domu, bez pożywienia... Zecnieliście do szczętu. A może piwka albo gorzałeczki?...
Tomek trząsł przecząco głową.
— Nie bójcie się!...
Gorzałeczka przepalona
Leci w gardło jak szalona!...
zaśpiewał Grzela ochrypłym głosem.