— Skocz, matko, nieś duchem tę największą ze śpichrza! — wołał gorączkowo Grzela.
Szynkarka przyniosła płachtę, rozłożyła pośrodku izby, a szynkarz tymczasem zamknął drzwi na haczyk i zawiesił okna.
Postawił Tomek swój wiatraczek pośrodku, stanął przed nim, podparł się w boki i zawołał:
Miel, wiatraczku, miel!
Jak namielesz mąki, kaszy,
Między ludzi dziel!
Wiatraczek chwilkę jakby zawahał się, machnął śmigą w jedną, w drugą stronę, poczem zaczął zwolna obracać się. Zaszumiały żarna, zatrajkotały pytle i biała struga mąki posypała się z otworów. Grzela aż przysiadł i, schwyciwszy szczyptę palcami, położył ją na dłoni, roztarł, powąchał, posmakował i podskoczył wysoko nad ziemią.
— Chryste Panie!... Mądry jesteście człowiek, poprostu mędrzec... a i dobry... poprostu anioł!... Tyle nam namleć chcecie!... Niech wam Bóg da zdrowie!... Ale już na to pozwolić nie mogę, żebyście za jedzenie mi płacili... Wy już, wielmożny panie, i wódeczki ze mną wypić musicie!... Nie ustąpię!... Takiej mi obrazy nie