Tomek wstał trochę rozgniewany, trochę zaniepokojony.
— Cóż te żydy powiadały?... To ja ich na to od wilków zbawiłem, żeby mnie obgadywały!...
— Ależ nie! — mitygował go Maciek. — Juściż opowiadały o twojej wędrówce... Twojej matce też bardzo pomogły!... Przez nich przy życiu została...
— I przez sąsiadów!... — mruknął Młynarczyk.
— No tak, przez sąsiadów, ale żydy im powiedziały o wszystkiem, co taić!... — nastawał sprawiedliwy Maciej.
— Przez sąsiadów!... — westchnęła żałośnie wdowa. — Wstań, synku, dziękuj, kłaniaj się! Bez ich pomocy dawnoby mnie na świecie nie było... A oni nietylko pomoc dali, dowiedziawszy się o mojem nieszczęściu, ale pola nawet zaorali i zasiali... Będziemy coś niecoś i w zimie mieli! Kłaniaj sę, synku!...
— Dziękuję wam, dobrzy ludzie, zacni panowie sąsiedzi!... — zaczął, wstając, Tomek. — Pięknie wam za wszystko dziękuję!... Ale słowem dziękować za taką rzecz to mało. Już ja sobie dawno tak rozmyślał i wiatr północny mi tak kazał, żeby my sobie zawsze we wszystkich
Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/95
Ta strona została uwierzytelniona.