Piłsudski przewidywał to i mówił o tem:
— Ha, cóż robić!... Będziemy mordować się w wojskach nieprzyjacielskich, zamiast walczyć we własnych szeregach za własną sprawę!...Jest to dla mnie drugie, najboleśniejsze w życiu rozczarowanie. Wojna japońska i ówczesna mobilizacya nic nas nie nauczyły!...
Tak się rzeczy miały w Królestwie.
Ale i w samej Galicyi intrygi wrogów polskiego ruchu zbrojnego nie ustawały na chwilę. Wobec tego siły miarodajne zajęły stanowisko wyczekujące, nieufne i...wszystko układało się w niepewnych, mglistych zarysach. Fala entuzyazmu, wznosząca się coraz wyżej wśród społeczeństwa, mogła się rozbić o ten brak decyzyi, opaść, nie znajdując ujścia i wyraźnego celu.
Trzeba było koniecznie coś postanowić, coś uczynić, co postawiłoby wszystkich wobec faktu dokonanego. Tymczasem w skarbcu było wszystkiego 36.000 koron, a broni i amunicyi było bardzo mało. Do Oleandrów wciąż napływały nowe oddziały, ale co nastąpi... po fakcie dokonanym, tego nikt przewidzieć nie mógł. Może powstaną przeszkody nieprzełamane, które wstrzymają dopływ nowych sił.
— Nigdy nie przeżywałem chwil straszniejszych, jak te chwile przełamania się wewnętrznego i postanowienia!... — przyznawał się Piłsudski już po odbyciu znacznej części kampanii.
Bieg wypadków nie pozostawiał jednak dużo czasu do namysłu.
Strona:Wacław Sieroszewski - Józef Piłsudski.djvu/56
Ta strona została uwierzytelniona.