od miejscowości. Za postoje i nocleg nic nie płaciliśmy, liczono nam jedynie „ryże“ — tak w Korei zwą każdy sutszy posiłek.
To samo mniej więcej jadali chłopi, wyrobnicy, furmani, tragarze, których w podróży spotykałem przy posiłku, co zdarzało się nieraz, gdyż obiadują oni zwykle na dworze, na stołach obstawionych ławami, albo na przyzbach domów, wreszcie na klapach odrzuconych na ulicę u okien zajazdów.
Porównanie kuchni japońskiej, chińskiej i korejskiej raz jeszcze utwierdziło mię w przekonaniu, że Korea długi czas była tem cedzidłem, przez które nieustannie przesiąkały do Japonii rozmaite wpływy, wynalazki i obyczaje chińskie, z których Japończycy brali jednak tylko odpowiednie dla siebie i następnie udoskonaliwszy je i przerobiwszy, zwracali z powrotem Korei. Stąd tu we wszystkich gałęziach życia dają się spostrzegać dziwne nawarstwienia i trudna dla zbadania mieszanina wpływów, zupełnie zacierających samoistne cechy tubylcze.
Poszedłem raz w Seulu do najlepszej jadłodajni korejskiej i zażądałem typowej korejskiej wieczerzy. Prócz niezbędnego ryżu, kwaszonej rzodkwi, rzepy surowej oraz rozmaitych gorzko i pieprzno zaprawnych marynat z włoszczyzny, grzybów, raczków, morskich i leśnych porostów, liści, owadów, które już jadałem w rozmaitych kątach Wschodu, podano nam „starodawną potrawę “ korejską, według zapewnienia towarzyszącego mi szlachcica korejskiego. Był to istotnie ory-
Strona:Wacław Sieroszewski - Korea.djvu/133
Ta strona została skorygowana.