ją rzadko i mało. Cukru nie używają, ale lubią bardzo miód w plastrach, oraz sycony lub w rozmaitych przetworach, ciastkach z orzechami z pszennej mąki, z pieczonego ryżu, z pestek dyni, z kasztanów itd.
Całe pół dnia przesiedzieliśmy w Sökiö, przyglądając się przez otwarte drzwi kotłującej po górach szarudze. Ponieważ jednak końca jej nie można było rychło się spodziewać, skorzystałem z chwilowej przerwy w ulewie i dałem znak do wymarszu. Ma-phu i ton-sà z niechętnem mamrotaniem objuczyli konie, i ruszyliśmy w górę, we mgły po oślizłych stokach. Nie bez wysiłków wdrapaliśmy się na niewysoką ale stromą przełęcz. Nie była główną, lecz jedną z fałd poprzecznych. Poza nią spuściliśmy się do urwistej, nadzwyczaj malowniczej doliny, po której toczyła się piękna, burzliwa jak wrzątek rzeczka Kinnga. Dookoła wznosiły się góry wysokie, opoczyste, dzikie, na szczytach nagie, na pochyłościach porosłe trawą i krzewami. Dolinę przecinały w wielu miejscach, wpoprzek, olbrzymie grzędy skalnych złomów, na które musieliśmy się wdzierać i spuszczać z nich, gdyż nie było sposobu je ominąć. Nasza wązka ścieżyna wiła się wciąż prawie gzemsem wysokiego urwiska, opadającego wprost w nurty potoku. Ponieważ była to droga uboczna, nieuczęszczana, zdziwiłem się cokolwiek, spotkawszy na jednym z zakrętów dwóch Japończyków w strojach narodowych i pod parasolami. Wydali się zmieszani mem japońskiem „o-ha-jo!“, wypytywali się o coś
Strona:Wacław Sieroszewski - Korea.djvu/135
Ta strona została skorygowana.