pilnie mego tłomacza i kazali mu powiedzieć mi, że są zwykłymi podróżnikami, architektami z Genzanu, dokąd wracają z Seulu po skończeniu tam swych budowli. Bardzo pięknie! Ale jeden z nich wyglądał stanowczo na oficera i miał na nogach długie, europejskie buty, których nie używają nigdy zwykli śmiertelnicy japońscy.
Deszcz i mgła toczyły się po wąwozie, kołysane kapryśną wichurą. Konie ostrożnie stąpały po mokrych głazach, podbierając pod siebie nogi, jak w tańcu.
Dolina stawała się coraz węższą i dzikszą. Nagle wyjście jej przed nami zamknął wysoki, prostopadły mur ciemnego wiszaru. W pobliżu niego spuściliśmy się w łożysko rzeczułki i po wątłych, wąziuchnych, chróścianych mostkach dostaliśmy się na lewy brzeg. Mostki gięły się pod naszymi końmi i drżały od uderzeń prądu w ich żerdziane słupy. Widoczne było, że każda powódź niszczyła je i że za każdym razem budowano je znowu[1]. Zresztą tu o innych mostach, prócz takich lub wiszących wysoko od skały do skały, i mowy być nie mogło, gdyż rzeczka Kinnga, nieodrodna siostrzyca innych rzek korejskich, wcale nie mia-
- ↑ Most po koreańsku „tari“; most kamienny — „tori-tari“; kamień — „tori“. Ciekawym przyczynkiem do początków mostów w Korei jest okoliczność, iż wyraz „tortari“ znaczy jednocześnie — staczać kamienie do rzeki, aby ją przejść w bród. Takich brodów z szeregiem wielkich głazów i obecnie jest bardzo dużo w Korei.