ci w czasie zabawy rzucają się nań i próbują go uprowadzić do domu, lecz wówczas zjawia się teść i wykupuje zięcia. Goście odchodzą, odprawiają służbę pana młodego, obdarowawszy ją uprzednio. Pan młody idzie do przygotowanej dla siebie komnaty, dokąd po niejakim czasie matka i starsza krewna przyprowadzają pannę młodą i natychmiast odchodzą. Młodzi ludzie zaledwie wtedy mogą się sobie dobrze przyjrzeć i zamienić słów kilka, gdyż w czasie całej ceremonii nie wolno im mówić z sobą, zwyczaj wymaga nawet, żeby tej pierwszej nocy żona unikała rozmowy z mężem.
Wogóle według pojęć korejskich żona nigdy nie powinna dużo rozmawiać z mężem, jeszcze mniej z teściem, z szwagrami wcale, a tylko z teściową i to z wielkim bardzo szacunkiem.
Wczesne i przymusowe zaślubienie kobiety nieznanej czyni zupełnie zrozumiałem zdanie, wypowiedziane do I. B. Bishop’a przez pewnego Korejczyka:
„Żenimy się z żonami, lecz kochamy się w nałożnicach“[1].
Nazajutrz młoda mężatka zaplata włosy już nie w jeden, lecz w dwa warkocze i to uczesanie zachowuje na całe życie. Jednocześnie traci imię, nadane jej w dzieciństwie. Odtąd nawet właśni rodzice nazywają ją nieokreślonem mianem powiatu lub miejscowości, dokąd wyszła zamąż, a krewni męża — imieniem tego
- ↑ „Korea and Her Neighbors“, str. 343.