trów. Pobory, ucisk i zła wola urzędników miejscowych, zabraniających krajowcom pod rozmaitymi pozorami sprzedawać cokolwiek przybyszom, uniemożliwiały zupełnie zdrowy rozwój handlu, spychając go znowu do rzędu tolerowanej kontrabandy, opłacanej nieustannie łapówkami i dogodnej jedynie dla urzędników. „W miejscowościach rolniczych — mówi o tych czasach kronikarz rosyjski[1] — zakazywano mieszkańcom, pod pretekstem głodu, sprzedaży ryżu i roślin strączkowych, tak że częstokroć plony (niezebrane) gniły na polu. W razie zaś ogólnego pozwolenia przyczepki miejscowych urzędników były tak liczne, że Korejczycy potajemnie dostarczali częściami swój towar do składów japońskich. W 1888 roku zakaz wywozu ogłoszony został nieprawnie na 28 dni przed terminem, gdy zaś zniesiono go na stanowcze żądanie posła japońskiego, gubernator prowincyi Cham-giön-do mimo to przetrzymał dwa miesiące wywóz ryżu z Genzanu. Kosztowało to rząd korejski 100,000 dol. odszkodowania, lecz urzędnicy dopięli swego, gdyż chodziło im o skupienie za bezcen zapasów, nagromadzonych u włościan i przekupniów krajowych, aby je potem z wielkim zyskiem odprzedać za granicę“[2].
„Wywóz również podlegał wciąż rozmaitym krępującym rozporządzeniom — mówi ten sam kronikarz ro-