korejscy, rzemieślnicy i wieśniacy tak się boją ich chciwości i pomysłowości, że kryją się jak mogą ze źródłem swego zarobku i jego rozmiarami, udając ubogich. W tym celu każdy stara się jak najmniej sprzedawać i kupować a, o ile można, wytwarzać wszystko w domu. „Aby skłonić wieśniaka do zasiania większej ilości zboża, muszą kupcy wydawać zadatki na przyszły zbiór, inaczej nie weźmie się on do pracy... Wogóle, nikt nie przyjmie najmniejszego zamówienia bez znacznego zadatku“, pisze znawca tych stosunków[1]. Pochodzi to z nędzy oraz z braku ufności do zamawiającego i własnej przyszłości — bo to tylko jest pewnem, co się ma w ręku. Ale i to nawet częstokroć niezupełnie. Oto przykład: Z dawien dawna urzędnicy zagarnęli na swoją korzyść handel mięsem. Dzięki temu, że starodawne prawo zabraniało zabijania bydła rogatego bez zezwolenia władzy, zaczęli oni za znaczne wynagrodzenie sprzedawać prawo handlu mięsem specyalnym „dzierżawcom“ i ci tylko mieli prawo nabywania bydła na rzeź oraz sprzedaży mięsa w pewnej miejscowości. Choć rzeźnicy żyją w ogólnej pogardzie, handlarze mięsem cieszą się powszechnym szacunkiem i zwykle należą do ludzi bardzo zamożnych. Otóż w 1897 r. naczelnik okręgu Kan-hoa zrobił jednego ze swych podwładnych handlarzem mięsa w Jań-cżiu. Ministeryum przemysłu, rolnictwa i handlu, nie wiedząc o tem, za pewne wynagrodzenie oddało prawo na powyższy
- ↑ „Korean Repository“, 1897, str. 110.