Strona:Wacław Sieroszewski - Korea.djvu/388

Ta strona została skorygowana.

Lud wylękły gotów był wyzbyć się wszelkich potrzeb wyższych, byle uniknąć rzezi i pożóg... Ale strach i pokora złe zwykle wydają owoce... Ucisk wewnętrzny potężniał z dnia na dzień. Schińszczała szlachta, wychowana i zorganizowana w duchu biurokratyzmu wschodniego, strasząc cudzoziemcami, zagarniała całkowicie i nieodparcie rządy państwa w swe ręce. Jak pleśń, przenika ona zwolna najdrobniejsze przejawy życia, ssąc z niego soki i pokrywając swe bezprawia obroną starych obyczajów oraz rzekomą troską o bezpieczeństwo tronu i państwa. Ich solidarność i intrygi sprowadzają do zera znaczenie monarchy, napozór samowładnego: on może jedynie czynić zło i dążyć w kierunku celów urzędniczych. Daremnie rozumny Siuk-dzon Uöń-hio (1673—1719 r.) stara się podnieść oświatę ludu, zreformować podatki. Wszystko tonie w wirze walk szlachecko-urzędniczych (jań-bań). Z dawien dawna istniało współzawodnictwo i nienawiść między jańba-niami ton-iń (wschodnim) pochodzenia cywilnego i siö-iń (zachodnim) wojennego. Ale za panowania wspomnianego monarchy rozpadli się oni jeszcze na cztery odłamy, zbiorowo nazywane Sasäk: 1) Nam-iń (południowi); 2) Puk-iń (północni); 3) No-iń (No-riön) (starych); 4) Siö-iń (Sio-riöń) (młodych)[1]. Wskutek

  1. Podział powyższy utrzymał się do ostatnich czasów; partye te niby to walczą o zasadę, wciąż mówią o miłości ojczyzny i jej szczęściu, ale w istocie jest to walka o posady, gdyż żadna z nich ani nie ma programu, ani nie różni się w poglądach. („Korean Repository“, 1897 r., str. 19—20).