w ciągu całych wieków, aby tak zupełnie pozbawić smaku rzemieślników korejskich. A przecież to ongi pierwsi nauczyciele wykwintnych Japończyków! Jedynie sklepy „żałobne“ wywarły na mnie wrażenie. Długie rzędy otwartych bud pełnych sznurów konopnych, zgrzebnej odzieży, jakichś pęczków i wiechci słomianych, siatek białych do altanek żałobnych, no i przedewszystkiem... olbrzymich jak parasole kapeluszy dla ukrycia rozżalonych twarzy...
O tak, bezwarunkowo lud ten miał sposobność nauczyć się smutku i pokochać żałobę!...
Obejrzałem słynny wielki dzwon In-czion[1], którego głos był sygnałem krwawych zaburzeń 1884 roku, a który przedtem codzień o zachodzie słońca wzywał mężczyzn okolicy, aby pozostali w domach i oddali ulice miasta aż do północy na wyłączny użytek kobiet, w innych godzinach więzionych po domach obyczajem korejskim. Wolno było wtedy przechodzić przez tłumy niewiast tylko gońcom rządowym i urzędnikom ze specyalnymi pasportami (phä), inni mężczyźni byli chwytani jako złoczyńcy. Co za pole do romantycznych przygód w stylu „Tysiąca i jednej nocy“!
Oglądałem następnie na placu, przeznaczonym na przyszły ogród Seulski, pomnik „nieprzyjaciół cudzoziemców“ na olbrzymim żółwiu i śliczną poczerniałą od czasu i dymu trzynastopiętrową pagodę marmuro-
- ↑ „In-czion“ znaczy: mężczyzna postanawia (iść spać) — stara nazwa dzwonu.