warzyszki z jednego kółka — tłomaczył się gospodarz.
Rozesłano maty na podwórku, muzyka, składająca się z bębna, fletu, skrzypiec, kobzy, tamtamu i arfy, usiadła z boku rzędem. „Ki-sanie“ ubrały się w długie, powłóczyste, kolorowe szaty, przywiązały na głowach małe korony ze sztucznych kwiatów, ze złotego szychu i jedwabiem obleczonego kartonu. Do kiści rąk przywiązały pięknie haftowane, długie chusty, zszyte jak narękawki. Dwie tancerki stanęły nieruchomie w głębi, dwie rozpoczęły taniec, nadzwyczaj powolny, rytmiczny, pełen ruchów mimicznych i gestów symbolicznych. Był to uroczysty taniec „Ip-cun“. Po nim nastąpił niemniej uroczysty „Han-dzan-mu“; potem słynny taniec starożytnej Silli z nożami „Kä-mu“, wreszcie wesoły, hoży „Syng-mu“, podobny do ruskiego trepaka. Tańce korejskie naogół są bardzo podobne do japońskich, lecz nie posiadają i w połowie nawet tego wykończenia oraz rozmaitości szczegółów, co te ostatnie. Za to śpiew korejski jest bezwarunkowo najprzyjemniejszy dla ucha europejskiego ze wszystkich śpiewów Dalekiego Wschodu. Wrzaskliwa muzyka zaś przypomina chińską.
∗ ∗
∗ |
Po tańcach nastąpiła uczta, składająca się z mocno pieprznych marynat korejskich, rzodkwi, rzepy i ryżu, suto polewanych „suli“. W rezultacie podochocony