wybryki wędrownych przekupniów, ich gwałty i nadużycia.
— Upiją się „makale“[1] i skaczą bez wstydu! Cesarza tylko niepokoją! Pewnie myślą, że ich puści do środka pałacu! — mruknął niechętnie Szin-mun-giun.
Z godzinę pewnie wykrzykiwali i wyskakiwali pu-saniowie na pałacowym tarasie przed zamkniętą bramą.
Wreszcie wrzeciądze otwarły się nawpół, chorągwie pochyliły się, w głębi ogrodu ukazał się w lektyce cesarz. Wkrótce potem wyruszyli pu-saniowie z powrotem, wciąż tańcząc i wywijając maczugami. Ich ogorzałe, obrzękłe twarze, błędne, przekrwione oczy, wyuzdane ruchy bynajmniej nie usposabiały ku nim życzliwie.
Szin-mun-giun sprowadził mię pospiesznie z ich drogi.
— Lepiej zejdźmy im z oczu. Nienawidzą cudzoziemców, szczególniej Japończyków, a tutaj stoi ich dużo wśród widzów, może wyniknąć... nieporozumienie!
— Skądże taka szczególna do Japończyków niechęć?...
— A stąd, że odbierają im chleb, że budują koleje
- ↑ Wódka, przyprawiająca o szaleństwo; piją ją tubylcy przed bitwą, przed zaburzeniami publicznemi, aby, jak mi powiadali, „stracić pamięć i wstyd“.