z koszami, przyczepionemi do łokci. Szli ogrodnicy z warzywem. Owocarze nieśli na płaskich tacach stosy owoców, przejrzystych, błyszczących jak wyroby z jady, lub matowych jak kość słoniowa, malowana sandałem i purpurą. Piekarze głośno wychwalali swe gorące placuszki. Kucharze zapraszali na obiad. Balwierze dzwonili w małe dzwoneczki lub, posadziwszy klientów na czerwonych stołeczkach, w milczeniu golili im łby. Lekarze, siedząc pod parasolami, wychwalali swe leki. Kowale i bronzownicy kuli w otwartych kuźniach. Warczały u ścian koła szmuklerzy. W sionkach siedziały pochylone nad krosnami niewiasty. W każdem nieledwie podwórzu widać było zajętych pracą ludzi: makaroniarzy, nawijających na wielkie motowidło cienkie nici ciasta, papierników, łowiących sitem papierową papkę, stolarzy, politurujących meble hebanowe, czarne, jak noc, lśniące jak marmur; widać było złotników, lakierników, snycerzy, malarzy, ledwie tykających zręcznemi palcami upiększanych przez się przedmiotów. W otwartych młynach z jednostajnym szmerem, podobnym do cicho opowiadanych bajek, obracały się wielkie kamienie, mieląc ziarno. Obok na pochyłych deptakach dreptali na miejscu, trzymając się za przecznicę, ludzie, i kroczyły powolnie osowiałe woły. A środkiem drogi płynęły nieprzerwanym łańcuchem wozy, juczne konie, wielbłądy, osły, bawoły... Ręczni woźnice toczyli przed sobą małe, lekkie taczki, naładowane towarem. Mulnicy, wolarze, furmani prowadzili za sobą uprzężne bydlęta. Grzmot kół, skrzypienie osi, ryk zwierząt,
Strona:Wacław Sieroszewski - Kulisi.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.
— 24 —