się im cichsza i skromniejsza. Tuż u mostku stały gromadki piekarzy z przenośnemi blaszanemi kuchniami na bambusowych wózkach. Zapach gorących potraw przypomniał braciom, że od rana nie jedli. Lękliwie zbliżyli się do nadętego grubasa z czerpakiem w ręku, aby umówić się o strawę i zapłatę, gdy nagle Ju-lań poczuł lekkie, jakby wypadkowe dotknięcie do miejsca, gdzie nosił pęczek monety. Chłopak natychmiast chwycił się za pas, ale pieniądze już tam nie znalazł.
— Złodziej... ukradł... sapeki!...[1] — wrzasnął na całe gardło.
Gwar umilkł wpobliżu, tłum zmieszał się, ktoś począł uciekać. Bracia puścili się za nim w pogoń. Ale przeciwnik ich miał więcej zręczności i doświadczenia: unikał z łatwością przeszkód, omijał wozy i ludzi, nie zwalniając biegu, i wkrótce znalazł się na moście. Bracia krzyczeli i pędzili, ile sił starczyło, mimo to zostawali coraz dalej wtyle. Wtedy Ju-lań przypomniał sobie o starym obyczaju i ryknął rozpaczliwie, ratując swój cały majątek.
— Stój, zatrzymaj się... inaczej skoczę do wody, i śmierć moja niech spadnie na ciebie.
Jednocześnie chłopak zatrzymał się i przełożył stanowczo nogę przez balustradę mostu. Przechodnie stanęli i zwrócili ku niemu ciekawe spojrzenia, zatrzymał się i łupieżca.
— Zaczekaj — zawołał zdala. — Pogadamy!
- ↑ Sapek — drobna moneta chińska; 5 sapeków idzie na jeden grosz.