wierające się za nim z łoskotem. Bracia jednocześnie stanęli, zachwiali się i przyklękli. Starczyło im tyle jednak przytomności, że ostrożnie opuścili palankin z chorą na ziemię. Tłum obstąpił ich, a oni legli nawznak i, zatoczywszy zaszłe bielmem oczy, z trudnością wydychali powietrze, wchłonięte we wzdęte potwornie płuca. Nie słyszeli, co mówił do nich przedsiębiorca, nie czuli, że kopał ich nogą, gdyż utracili przytomność...
Kiedy ocknęli się, dokoła było cicho i ciemno, a w górze nad nimi błyszczały miljardy gwiazd. Widocznie odciągnięto ich ze środka drogi na ubocze, gdyż znaleźli się blisko jakichś pustych, zamkniętych budynków. Wdali świeciły nieruchomo drobne, czerwone ognie, brzęczały zmieszane, urywane, głuche, nocne głosy, słychać było rżenie mułów, stuk desek, brzęk wędzideł i uprzęży. Od czasu do czasu dźwięk gongów[1] i okrzyki stróży nocnych rozbijały na części miarowe ten koncert zasypiającego ludzkiego mrowiska. Bracia wstali i skierowali się ku najbliższemu światłu. Był to, jak słusznie przypuszczali, zajazd, pełen mulników i tragarzy. Obecni doskonale pamiętali o niedawnym wypadku na gościńcu, poznali braci i wskazali im oberżę, do której schronił się cudzoziemiec z żoną.
— Przedsiębiorca najął nowych tragarzy! Czy
- ↑ Metalowa tarcza, w którą uderzają drewnianym młotem; służy do dawania sygnałów i jako narzędzie muzyczne w orkiestrze.