czora zaczekasz?... Pomogę ci, odniosę pościel i rzeczy... Nie uradzisz sama...
Była wzruszona jego smutkiem i pokorą.
— I na pole nie pójdę i nie odejdę... Niech się stanie według woli pana!...
Oczy mu zabłysły.
— Nie żartuj tak!... Jesteś nieskończenie dobra, bądź zatem nieskończenie wspaniałomyślną!...
— A wiesz co mówi Zaratustra: jeźli kto rzuci na ciebie kamieniem, to nie rzucaj nań chlebem lecz... małym kamyczkiem!...
— Co znaczy mały kamyczek dla takiego jak ja niedźwiedzia... Cała wina moja polega na tem że go często nie zauważę...
— Niech się niedźwiedź uczy!... A tymczasem niech niedźwiedź nie gada tak dużo z powodu małego kamyczka i rusza w pole, gdyż wiatr wszystko zboże omłóci...
Było mu samemu źle. Było mu brak nieodstępnej i ukochanej towarzyszki i praca szła wolniej niż we dwoje. Karcił surowo swą niewstrzemięźliwość i obiecywał sobie solenną poprawę. Skoro jednak wrócił do domu wieczorem i spojrzał w wypoczętą, znowu odmłodniałą, znowu śliczną i wesołą twarz Zofii, zapomniał o postanowieniach. Gdy całował jej ręce i lice, znowu dawny płomień przewinął mu się po ustach i zamigotał w oczach.
Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/102
Ta strona została przepisana.