ostrożność! Stąd pewnie ta słabość!?... Nie puszczę cię w pole.
— Ach, wcale nie to! Stało się to o wiele wcześniej. Milczałam, bo nie byłam pewna... Wieśniaczki pracują i wychodzi to na dobre i im i dziecięciu... Szczędź mię, ukochany, szczędź, ale... pod innymi względami!
Schowała zapłonioną twarz na jego piersiach.
— Rozumie się, że będę cię szczędził... Mów mi otwarcie, niech wiem... Jakże nisko mię cenisz! A cała moja wina, iż nie umiem się domyślać!.. Rzecz jednak postanowiona, że sprowadzasz się do mnie... Podajemy więc prośbę?
— Jeszcze troszkę... Jeszcze czas jakiś...
— Niedorzeczność!... Wprost tego... nie rozumiem!
Wypuścił ją z objęć i gniewny przechadzał się po jurcie, podczas gdy Zofia siedziała bez ruchu zgarbiona, z opuszczoną głową i zwieszonemi wzdłuż ciała rękami.