Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/109

Ta strona została przepisana.

— Po co masz umrzeć?! Tysiące kobiet rodzi w stokroć gorszych warunkach i żyje... Rzadki w warstwach wieśniaczych wypadek... A ty niedługo staniesz się całkiem wiejską babą... Przejrzyj się w lustrze, jak ogorzałaś, jak wyrosły ci piersi i poszerzały biodra...
— Zginęła już bezpowrotnie lilijka! — powtórzyła pieszczotliwe przezwisko, nadawane jej często przez niego.
— Eh! Coś tam nie coś zostało jeszcze! — odparł obrzucając ją zakochanem spojrzeniem.
Zdarzyło się, iż w owe »dożynki« przyszła poczta, przyniosła listy, gazety i miesięczniki. Zofia chętnie zostałaby w domu, aby je choć pobieżnie przerzucić, lecz Stefan pociągnął ją do lasu.
— Doprawdy, Zosieczko, przyjdą długie, jesienne wieczory... będzie czas!... korzystajmy teraz z ciepła i pogody — dowodził.
Chłodna woda jeziora wróciła stężałym ich członkom giętkość a cień i woń lasu dobry humor ich duszom, przyćmionym maluchną niezgodą.
Wrócili z wyprawy wieczorem z śmiejącemi się oczyma, z ustami czarnemi od jagód, i z krobką brzozową, pełną poziomek i czernicy.
Dowiedzieli się od sąsiadów, że przewieziono dalej na północ znowu jakichś »nu-