Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/110

Ta strona została przepisana.

cza« i że ci »nucza« dopytywali się po drodze o nich.
— Widzisz widzisz — wyrzucała Stefanowi Zofia, pobladła ze wzruszenia.
— Co widzę? Nic nie widzę! Jacy nucza? Może kryminaliści? Chajlak nucza? — wypytywał się zwarzony Stefan jakutów.
— Ench!... Tak!... Prawda!... Chajlach-nucza ale... panowie!
— Nic się od tych durniów nie dowiemy... Chcesz, to jutro po drodze wstąpimy do Uprawy, aby się dowiedzieć! I odrazu podamy prośbę...
— Lepiej by pójść do Zerowicza, on napewno wie.
— Daleko zbaczać... Nie będziemy mieli czasu...
Nie odpowiedziała i zagłębiła się w gazety. Stefan poił herbatą sąsiadów i wywiadywał się o zbiory siana i urodzaje zboża.
— Dzięki Bogu są... mało-mało!... Nie takie jak twoje ale są! Susły dużo wyjadły...
— A widzicie!...
Wykładał im obszernie swoją teoryę powszechnej walki z susłami i płynące z tego korzyści...
— Ba, kiedy one z sąsiedniego pola przychodzą!...