Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/116

Ta strona została przepisana.



IX.

Nastała sucha, pogodna jesień, pozłacana na ziemi, srebrno-błękitna w niebiosach.
Zofia przeniosła się ostatecznie do Stefana. Z żalem zwinęła mieszkanie, ale... trzeba było zaoszczędzić trochę grosza na przyjęcie »nowego obywatela«. Siedziała w domu i szyła dlań maluchną wyprawę, gdy drzwi skrzypnęły i wszedł niespodziewanie Zerowicz.
— A, to pan?! — zawołała radośnie i, rumieniąc się, zgarnęła do pudełka pocięte płócienka. — Co pana tak długo widać nie było?... Stefana niema, on w lesie rąbie sągi... Niedługo przyjdzie... Niech pan siada...
Zerowicz stał pośrodku jurty, jakby wahał się, czy przyjąć zaproszenie. W ręku trzymał paczkę starych gazet.
— Nie byłem... Nie wiedziałem... gdzie pani szukać!... — bąknął wreszcie.