— Tu mieszkam teraz, tu! — dodała, rumieniąc się coraz mocniej.
— Zdaje się, że mię z tego ułusu wyrzucą, więc przyszedłem... odnoszę...
— Za cóż to wyrzucić mają?
— Za to, żem przyjął na noc przejezdnych towarzyszy...
— Ach, jakże żałowaliśmy, że niewidzieliśmy ich! Kto to był, skąd i co opowiadali?... Niech pan siada... Bardzo proszę... Tymczasem nastawię imbryk!...
Zerowicz usiadł wreszcie i zaczął szczegółowo opowiadać o przejezdnych. W tej opowieści oraz płynących zeń filozoficznych uwag utonęła całkowicie króciuchna wzmianka o jego własnym losie. Dopiero, gdy późno wieczorem wszedł do izby znużony, przesiąknięty zapachem żywicy Stefan, Zofia powiedziała mu ze wzruszeniem:
— Wiesz — Zerowicza wysyłają!
— No, jeszcze nie wysyłają, ale się pewnie na temskończy... Wzywano mię dopiero na śledztwo...
— Za cóż to?
Musiał powtórzyć całą opowieść o przejezdnych i swoją w dodatku sprawę.
Stefan słuchał jej z widocznym niepokojem, jego obrzękła od wiatru, czerwona twarz cokolwiek pobladła.
Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/117
Ta strona została przepisana.