Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/118

Ta strona została przepisana.

— Co oni sobie myślą?... Tego za wiele!
— Nic wielkiego!... Rzecz najzwyklejsza... Czepiają się wszystkiego... Im ciszej zachowujemy się, tym błahszych chwytają się powodów... Nic zresztą nie mam osobiście przeciw wyjazdowi dalej na północ... Tam choć razem w kilkunastu mieszkać będziemy... Tu straszna pustka... zupełne osamotnienie... Przebrała się i dla mnie miara. Mam tego dość...
Zatrzymał się, jakby czekając na zapytanie, a nie otrzymawszy go, ciągnął dalej tym samym zmęczonym głosem:
— Osobnik, jak wszystko żyjące, składa się z dwóch części, które odpowiadają sobie i oddziaływują na siebie, jak wewnętrzna i zewnętrzna strona tej samej krzywizny... Jeżeli z którejkolwiek strony równowaga jest naruszona, ciągłość linii rwie się i pęka... Widocznie, że naruszyłem tę równowagę, gdyż czuję dziwne w sobie rozdwojenie... Boję się samotności, którą przedtem tak lubiłem... — zakończył z goryczą.
— Niech pan częściej do nas zagląda!...
— Tak!... Bardzo prosimy, przychodźcie!... — powtórzył Stefan...
— Cokolwiek za daleko!
— Lecz dziś... zanocuje pan przecie!
— O, nie! Nocą iść najprzyjemniej, chłodno i cicho!... — bronił się słabo.