śleniem pozostaje nieprzebyta przepaść... W tem cała męka...
— Zajął byś się jaką pracą... gospodarstwem! — wmieszał się szorstko Stefan, budząc się z wielkim wysiłkiem.
— Nie mam najmniejszego powołania!... — uśmiechnął się krzywo Zerowicz.
— Upewniam was, że wasza krzywizna wyprostowałaby się znakomicie... Ja naprzykład nie suszę sobie głowy i nie rozpaczam ani z powodu błędów materyalizmu, ani cnót idealizmu... Ideałem dla mnie obecnie jest krowa i koń i dążę ku nim drogą prostą, jak strzała... przez wysiłek woli! — dodał ironicznie. — Dlatego obecnie proponuję iść spać!...
— A co dalej?...
— Jakto, dalej?... Jutro? Do roboty!...
— Ach, nie to!... W rezultacie?...
— Wrócę do kraju zdrów, z żoną i dzieckiem...
— Może też nastąpi hypertrofia w odwrotnym kierunku...
Stefan ziewnął.
— Na to nie pozwolą... nasi ciemięzcy! Zbyt zresztą wierzę w człowieka, abym się oń tak wciąż obawiał!
— Szczęśliwiec!... — mruknął Zerowicz, nie dokończył i głowę odwrócił. Stefan słał na
Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/120
Ta strona została przepisana.