Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/126

Ta strona została przepisana.

szukiwanie wszędzie woli, celowości, sensu... uspokajały ją, łagodziły pożerające uczucie czczości.
Podczas gdy palce Zofii robiły chyże ściegi na łatanej odzieży, albo obierały kartofle, albo zagniatały kluski lub szorowały garnki... Zerowicz cichym głosem wykładał jej nową jaką, wylęgłą na świecie teoryę, czytał ciekawy artykuł lub urywek własnej pracy...
Była mu wdzięczną, choć jednocześnie męczyły ją wyrzuty sumienia.
— Jakże żałuję, że Stefan tego nie słyszy!... Niech pan zostanie na noc!... Pogawędzicie!...
Lecz Zerowicza nie bardzo nęciły te perspektywy; chmurzył się jakoś i posępniał w obecności Stefana. Z jego przybyciem znikała z rozmowy filozofia i wieczór wypełniały gawędy gospodarskie, opowiadania rozmaitych przygód i anegdotek lub w najlepszym razie setne powtarzanie zgrzybiałych prawd.
— Żadnej w tem nie widzę trudności! To dawno załatwione! — przecinał Stefan próbę wszelkiej dyskusyi i podawał cytatę którego z »mistrzów« myśli.
W głowie Mirskiego, niby w wielkiej gospodarczej szufladzie, wszystko było ułożone w doborowym porządku i opatrzone odpowiednim napisem.
Zofia nie mogła nie zauważyć szablonu