Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/130

Ta strona została przepisana.

Droga jasno i dawno wytknięta... Rzecz w tem, czy dojrzały warunki? I cały dramat tkwi w tem, że one nie dojrzały... Musimy poczekać... — wzdychał i powtarzał w kółko to samo. — Ale czytaj sobie, jeżeli masz ochotę!... Czytaj, owszem!
Zofia jednak stale odkładała książkę, gdyż rozumiała, że po całodziennej pracy miał i Stefan chętkę pogawędzić. Dziwiła się, że sama tak trudno znajduje odpowiedni temat, a jeszcze bardziej, że tak lichym współbiesiadnikiem okazywał się ten Stefan, który niegdyś wydawał się jej skarbnicą życia, myśli głębokich, uwag trafnych i interesujących opowieści...
— Zmienił się!... Ogromnie się zmienił!... — powtarzała sobie i przypisywała zmianę przeciążeniu pracą, trosce o przyszłość, o wspólny dobrobyt.
— Wszystko przeze mnie!
Ale on nie zmienił się, jeno wyczerpał, jak wyczerpuje się źródło, zasilane słabym dopływem, jak schnie i wyniszcza się słabo odżywiane drzewo, jak więdnie i marnieje wszelka odcięta od całości cząstka. Nadomiar wspólne pożycie zmniejszyło ogromnie ich podwójne dawniej koło zetknięcia się z przyrodą i otoczeniem. Odbierali te same wrażenia, spotykały ich te same wypadki i w głowach ich rodziły się mimowoli te same myśli... A wy-