Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/141

Ta strona została przepisana.

natora! Już raz — próbowałem to uczynić, ale się nie udało. Do miasta dotarłem szczęśliwie, lecz późno. Straże obchodziły już ulice... Noc była widna i zdala dostrzegłem mundury, więc skoczyłem na parkan. Nieszczęście chciało, że za nim były psy spuszczone z łańcucha... Rzuciły się na mnie z strasznem ujadaniem... Podczas gdy rozmyślałem, co lepiej, czy dostać się między rozwścieczone psy, czy w ręce kozaków, ci trzymali mię już za nogę... Padłem więc w ich objęcia, zostałem aresztowany i wysłany tutaj, gdzie miało mi być gorzej, a w gruncie rzeczy jest tak samo... Tak, tak pani Zofio! Świat jest w nas, a nie poza nami...
Zofia dostrzegła niecierpliwy ruch męża i ograniczyła się przeczącem potrząśnieniem głową. A Zerowicz zauważył wszystko i uśmiechnął się nawpół smutno, nawpół ironicznie.
— I każdy z nas jest światem całkowitym i w sobie zamkniętym, pełnym tajemniczych głębin i nieznanych nam samym labiryntów... Nikt nie wie, co się w tych labiryntach chowa, jakie tam są zagadki, potwory lub skarby ukryte... I dopiero, gdy uderzenie »nieznanego« z zewnątrz wypłoszy składowe nasze części z tych zakamarków, nie poznajemy siebie w czynach nagłych i niespodziewanych... Być może, iż cały urok życia, cała do niego cie-