Ta strona została przepisana.
piony z śniegu bałwan, z lodową, soplawą brodą, z kryształową sadzią szronu na brwiach i futrzanej czapce.
— Psi czas! — wymówił z trudnością, rozwiązując rzemyki nauszników. — Ale nie zmarzniemy już, Zocho!... Mamy drzewo!... Myślałem przez chwilę, że nas z bułankiem wichura pogrzebie!
Stała koło niego i podawała mu wygrzane części suchej odzieży, podczas gdy on zdejmował nożem z kożucha i futrzanych butów grube warstwy śniegu.
Patrzała wystraszonemi, żałosnemi oczami na twarz męża potwornie czerwoną, miejscami siną, spękaną, nabrzmiałą od zimna, zaglądała mu w czarne, zmętniałe od wysiłku źrenice.
A Zerowicz patrzał na nią.