Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/148

Ta strona została przepisana.

zbożowej wymiótł, oczyścił z trawy i chwastów, wylał cienko i równo wodą, wysypał na nim kolistą steczkę z plewy, którą wodą zwilżył, aby przymarzła. W ten sposób przygotował gładki, czysty i twardy tok dla młócki zboża nie cepem, lecz walcem zębatym. Z pomocą jakuta wyrąbał w lesie duży pień, zwiózł, obrobił, wstawił w ramę, a na obwodzie kloca nabił grube poprzecza. Czekał jeno mrozów tęższych, aby lepiej i łatwiej sypało zboże. Rąk wszakże nie pokładał: woził tymczasem drwa z lasu i układał je porządnie w wielkie sągi koło wejścia do jurty, aby chroniły go od wietrzysków.
W izbie bywał mało, tyle tylko co spał, jadł lub wieczorami, grzejąc się u ognia majstrował nową uprzęż, albo szuflę do śniegu, albo połamane zęby wstawiał u grabi... Należał do Zofii i obcował z nią wtedy tylko, kiedy ją pieścił.
Zofia żadnego udziału w tych jego pracach brać nie mogła i prosta, nieubłagana konieczność uczyniła, iż on stał się osią i ogniskiem ich życia, iż wszystko działo się przez niego i do niego przystosowywać musiało.
Gdy zziębły, znużony, owiany zapachem mrozu, żywicy lub siana, wchodził do jurty, mimowoli rzucała wszystko i szła ku niemu i robił to nawet Zerowicz, o ile był wówczas