Odszedł smutny i zamyślony.
I znowu nie pokazywał się długo.
Aż pewnego dnia przybieżał wyrostek jakucki i oddał Zofii list. Poznała na adresie pismo Zerowicza i ze drżeniem rozerwała kopertę.
»Jesteś cicha, jak śnieg,
»Który pada na kwiaty jesienne...«
............
............
»Lecz mi nie pić z twych łask...
»Dusza siedmkroć tęsknotą otruta
»Ociemniała na blask...
»Noc ma każda ciężka, jak pokuła...
»Szczęście wątłe, jak mgły
»Wichr mi stargał... jako mgły rozwiejne...«
»...Beznadziejne były, są i pozostaną! Wiem o tem!... A jednak piszę ten list... Muszę go wpisać... Kopię przepaść nieprzebytą między Tobą i sobą!... Pewnie domyślałaś się, lecz chcę, abyś wiedziała... Pewnie czułaś, lecz pragnę słodyczy wypowiedzianego wyznania... Pragnę, by usta Twe zadrżały od wzruszenia dla mnie... wyłącznie dla mnie i przezemnie! By oczy zamgliła zaduma... By niepokój — słaby cień tego co żyje we mnie, nawiedził choć na krótko Twe serce!... Pragnę mówić słodkie wyrazy, które mają prawo mówić uszczęśliwi, albo umierający... Kocham Cię!...