Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/156

Ta strona została przepisana.

— Jedź, jedź!...
Niepokój jej wzrastał z dnia na dzień. O czemkolwiek dumać próbowała w ciszy swego osamotnienia nieodwołalnie wyrazy spalonego listu oblegały ją z cichem brzęczeniem, jak rój barwnych połyskliwych motyli, dziwacznych owadów o trującej woni miodowej.
»Wyślij białą kartę!...«
Wyobrażała sobie pustą, zimną, odpychającą »norę« Zerowicza i jego długą ligurę, w oczekiwaniu listu, błądzącą samotnie w półcieniu...
»By niepokój — słaby cień tego co żyje we mnie.« Ach, jakże samolubni są mężczyźni! Poco on to wszystko napisał?... Czy mogłam wobec tego postąpić inaczej? Czy mogłam odpowiedzieć?! Nawet teraz nie wiem, co będzie, i nie wiem czy dobrze robię posyłając doń Stefana!? Tak wszystko poplątać, popsuć!...

»Dusza siedmkroć tęsknotą otruła,
»Ociemniała na blask...
»Noc ma każda ciężka, jak pokuta.«

»Zimno tam, ciemo, sieroco...«
Położenie niezmiernie trudne ale nie popełnił przecie on nic takiego, zaco by go należało skazać na wieczne osamotnienie, na wygnanie wygnania!..