— I ja.
— Nie, ty nie pojedziesz...
Nie upierała się, była jak zmięta szmata, bez błysku myśli i woli, twarz zapadła jej i postarzała w mgnieniu oka. Zasępiony Stefan nie dostrzegł tego wychodząc, nawet się z nią z pośpiechu nie pożegnał. Została sama w zimnej mgle sprzecznych uczuć i nieutulonej żałości. Cień Zerowicza zamieszkał z nią. Wyłonił się z ciszy bezludzia i przerywał rozmyślania jej dręczącym szeptem znanych wyrazów
»Materyalizm nie jest w stanie tłómaczyć całego obszaru poznanych zjawisk...«
»Każdy z nas jest światem całkowitym i w sobie zamkniętym, pełnym tajemniczych głębin i nieznanych labiryntów...«
»Pochodzi to stąd, że przychodzę z daleka...«
»...Jest w tym dziwna słodycz, jakby odczucie nieśmiertelności...«
»Pragnę by usta twe zadrżały od wzruszenia...«
Osiągnął czego pragnął, usta jej drżały i łzy wzbierały w jej piersiach...
— I za co?... Za co?! — rozważała z goryczą.
Przeraźliwym, grobowym chłodem powiało naraz z ciemnych kątów jurty, z tych kątów dokąd nigdy nie sięgał blask dnia i ognia. Trzask i ruch płomieni, szmery myszy prze-
Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/158
Ta strona została przepisana.