Sina noc, noc głucha i nietknięta — patrzała jeszcze w małe okienka jurty, kiedy Stefan zsunął się już ostrożnie z łoża i jął się pospiesznie ubierać.
— Wstałeś?! Idziesz?! I ja pójdę dziś z wami!... — rzekła Zofia podnosząc się nagle.
— Spij, śpij, Zosiu!... Bardzo jeszcze wcześnie. Chcę snopy, zanim rozednieje, na toku rozłożyć, aby przejść choć raz walcem w czasie najtęższego mrozu... Niedługo zjawi się Boksan... a ty śpij!... Zimno bardzo na dworze, sądząc z wyiskrzonych gwiazd... Nie wytrzymasz!...
Ponieważ wszakże ubierała się dalej, rozgarnął zachowane przez noc w popiele zarzewie, postawił na nim parę suchych szczap, rozdmuchał ogień i wyszedł.
Cichym rżeniem powitał go koń z małego okólnika; pies wychylił łeb z siana, gdzie się