Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/176

Ta strona została przepisana.

siebie samej... Fakt podporządkowania woli jednej pod drugą pozostaje w całej swej mocy... Ty musisz być moją żoną jak inne kobiety albo...
Urwał i zatrzymał się.
— Albo?... — powtórzyła, podnosząc głowę i siadając.
— Poprostu ty musisz być żoną jak inne kobiety... Bez żadnego albo... I to nie zwlekając, dziś... zaraz...
Stanął i wlepił w nią oczy, w których jak jej się zdawało błyszczała nie tkliwość, nie litość lecz posępna zawziętość.
— Wtedy zwolna, przez długie ćwiczenie miłość moja... nasza... — poprawił się — stanie się twojem przyzwyczajeniem, którego nie zwyciężą byle brednie... Potrzeby serca i ciała zostaną nasycone, wyczerpane... Wróci równowaga i zdrowie... Zofio, Zofio jakże daleko odeszły nasza wiosna i nasze lato!... — jęknął cicho i zakrył twarz dłońmi.
Ten ruch i dźwięk nieprzebranej boleści wzruszyły ją.
— Zgadzam się... na wszystko się zgadzam!... — szeptała, płacząc.
Ale w nocy, gdy zbliżył się do niej, ogarnął ją nagle dawny lęk i niespodziany wstręt...
— Nie... nie dziś, nie dziś!... — prosiła.
Daremnie.