Ta strona została przepisana.
XVI.
Miał wrażenie przez sen, że go ktoś mocno trącił. Więc oczy otworzył i usiadł.
Przed płonącym ogniem siedziała Zofia ubrana jak za dnia. Nogi podebrała pod siebie na zydel, na kolanach oparła łokcie a palce zapuściła głęboko w rozpuszczone dokoła głowy i rozrzucone na plecach włosy. Blada jej twarz była wprost straszna; z pod niedomkniętych powiek zmartwiałe oczy patrzały nieruchomo w płomienie.
— Zosiu!... Zosiu!... Co robisz?!
Usłyszała go i wolno odwróciła ku niemu głowę.
— Aha, już nie spisz. To dobrze! Dziś odwieziesz mię na moje dawne mieszkanie...
— Co?
Zerwał się i drżącemi rękami wdziewał pospiesznie ubranie. Był pewny, że dostała obłędu.